nie wtrÄ…caj siÄ™ do tego.
Miała nieprzeniknione spojrzenie. - Tylko ja jestem zdecydowana znaleźć Sheilę. Muszę się wtrącać. - Posłuchaj. Ja też się martwię, przysięgam. - Zawahał się i myśląc o ironii losu, dodał: - Uwierz, że nikomu bardziej ode mnie nie zależy na znalezieniu Sheili. Prowadzę firmę detektywistyczną, Kelsey. Pozwól mi działać. Teraz spojrzała na niego uważnie. - To znaczy, że rzeczywiście są powody, żeby się martwić o Sheilę, tak, Dane? - Tak, ale to ja się będę martwił i ja będę wypytywał ludzi. Znów wzruszyła ramionami. - Dobrze, rób to. Ruszył do drzwi, ale nie był ani trochę spokojniejszy. Miał ochotę nią potrząsnąć, żeby tylko zrozumiała. Teraz jednak nie miał czasu. Spotkanie. - Kelsey... - Tak, szukaj jej, naprawdę. Mogę nawet cię wynająć. Czy to cię skłoni do energiczniejszego działania? Zakładam, że twoje usługi są drogie, ale 74 stać mnie. Ważne tylko, żebyś się nie ociągał. Chcę ją znaleźć. - Kelsey, nie chcę twoich pieniędzy. Już ci powiedziałem, ja sam chcę znaleźć Sheilę. Ty się trzymaj od tego z daleka. Nie zareagowała. Zamiast tego powróciła do poprzedniego tematu. - Zamierzasz urządzić ten piknik? Przystanął w drzwiach, odwrócił się. Zdał sobie nagle sprawę, dlaczego Kelsey zaczęło tak na tym zależeć. - Chcesz przy okazji przeszukać mój dom? - zapytał. - Nie potrzebujesz do tego żadnych przyjęć. Możesz wpaść w każdej chwili. Nie dała po sobie poznać zakłopotania. - Gdybym zechciała, nie przeszkadzałoby ci to? - Nie, ani trochę. - Mimo to powinieneś urządzić przyjęcie. - Żeby goście pomagali ci w szukaniu? - Powiedzmy. - Cześć, Kelsey. Ruszył do samochodu. - Od której zwykle pracujesz? - zawołała za nim. - Zaczynam, kiedy mam ochotę! -Zatrzymał się i odwrócił. - Wiesz - kontynuował - gdy tylko oprzytomnieję. No i wychodząc zamykam drzwi. Jeśli będziesz chciała znaleźć obciążające mnie dowody, musisz najpierw zatelefonować. Wyszła za nim, ale zatrzymała się na ganku. Miał już odejść, lecz nagle zawrócił, tak że nie