przyjemnościami zaczęła mu się wydawać nie do zniesienia?
Wszyscy udawali, że chcą coś dla niego zrobić, choć nie wiedział dlaczego. Nie chciał się skarżyć. To byłoby poniżej jego godności. Cała socjeta zazdrościła jego kompanom. Kobiety za nimi szalały, mężczyźni starali się ich naśladować. Z pewnością pogoń za przyjemnościami nie była niczym chwalebnym, lecz mimo ogromnych sum, traconych przy stołach gry, Alec nadal miał dużo więcej pieniędzy, niż rozsądnemu człowiekowi potrzeba do życia. Tylko kiedyż on był rozsądny? Przyjaciele czekali na wyjaśnienia, ale zbył ich wzruszeniem ramion. Może zły nastrój minie, jeśli nie będzie zwracał na niego uwagi? - Bez wątpienia macie rację - odparł po dłuższej chwili z krzywym uśmiechem. - Pewnie potrzeba mi jakiegoś pierwszorzędnego kąska. - Znakomicie! To mi się podoba! - Żona Pembertona narzucała ci się przez cały wieczór. - Nie, nie, tu trzeba profesjonalistki! - Rush sięgnął do kieszeni i wyjął z niej najnowsze wydanie Poradnika londyńskiego rozpustnika. - Napijmy się! - Draxinger, właściciel ekwipażu, otworzył wyłożony atłasem schowek i podał Alecowi kryształową karafkę najlepszego francuskiego koniaku. Alec podziękował i pociągnął spory łyk, a potem przekazał trunek Rushowi. Tymczasem Fort wertował strony Poradnika, pełne nazwisk i adresów. - Ułóżmy menu na dzisiejszą noc - zaczął wesoło. - Na przystawkę bliźniaczki Summerson. - Doskonały wybór. - Na pierwsze danie... hm... może hiszpańska senorita Blanca? To brzmi intrygująco. Wprawdzie jest nowa, ale wszyscy ją chwalą. Albo Kate Gosset, zawsze bardzo apetyczna. - Och, cóż za piersi - stęknął Rush. - Wspaniałe, tak. A na drugie siostry Wilson... - Nie, nie! Przejadły mi się - zaprotestował Rush. - Coś innego, nowego... - Tak - powtórzył Alec. - Coś nowego. Kompani wrócili do hałaśliwej paplaniny. Alec zamyślił się. Może mieli rację? Może rozpustna noc była tym, czego potrzebował, bardziej nawet niż hazardu. Alec wielbił seks, delektował się nim, żył dla niego. Miłości za to unikał jak zarazy. Przejechał w zadumie palcami po ustach, przeglądając w myślach długą listę spragnionych miłości pań z towarzystwa, które spędzoną z nim noc uznałyby za najlepszą w sezonie. Może... Tyle że znudziło mu się przyprawianie rogów ich mężom, a sama myśl o rozpuście z ulicznicą groziła nawrotem złego nastroju. Nigdy by się do tego nie przyznał, lecz nierządnice przejadły mu się od czasu lukratywnej umowy, zawartej kilka miesięcy temu z lady Campion. Z rozbawieniem traktował miłosne usługi, świadczone zamożnej baronessie. Nawet przechwalał się nimi przed kompanami. Była wręcz nienasycona i, co więcej, spłaciła jego karciane długi. Skandalizująca umowa wzbudziła co prawda wśród elity sporą konsternację, ale Alec nie dbał o opinię. Był Knightem i nie przejmował się niczym. Inaczej niż jego przyjaciele, lord Byron i Beau Brummel, z których pierwszy umknął z Anglii przed skutkami skandalu, a drugi przed długami, Alec zdołał zachować swoją pozycję towarzyską. W oczach socjety o człowieku decydowały styl, pieniądze i klasa, a nie cnota. Jego krewni zgorszyli się bezwstydnym związkiem z osławioną baronessą. A powinni się przecież spodziewać czegoś podobnego, skoro głowa rodu, książę Robert Hawkscliffe, przestał mu wypłacać miesięczną pensję, daremnie usiłując poskromić wyskoki młodszego brata. No cóż, Robert dawał i odbierał, a Alec nie miał zamiaru zależeć od rodzinnej fortuny. Z chęcią przystał więc na skandaliczny związek z lady Campion i zaczął odgrywać rolę ogiera. A jednak od pewnego czasu trudno mu było spojrzeć w lustro. Nie miał już tak dobrego mniemania o sobie samym. I stracił szacunek jedynej dziewczyny, która coś dla niego znaczyła.