Ale z drugiej strony chciała przecież, żeby był szczery. A on mówił
samą prawdę. Jeśli miała ochotę wracać do przeszłości, musiała pogodzić się z konsekwencjami. Wydawnictwo, dla którego pracował, zarezerwowało mu apartament w hotelu ,,Royal Orleans’’, jednym z najokazalszych we Francuskiej Dzielnicy i w ogóle w całym mieście, utrzymanym w stylu dawnego Południa. Kiedy wszedł do hotelu, uderzyły go chłód i cisza. Na zewnątrz panował zwykły dla tej pory dnia rozgwar. Niektórzy kończyli pracę i wracali do domu, inni szli się zabawić albo zrobić zakupy. Luke przeciął obszerny hol z wielkimi kryształowymi żyrandolami i podszedł do recepcji. Helena zaaranżowała kolację w ,,Commander’s Palace’’ z lokalnym przedstawicielem handlowym wydawnictwa, a także miejscowym hurtownikiem. Miała tylko zostawić informację z potwierdzeniem miejsca i godziny. Spojrzał na zegarek. Przy odrobinie szczęścia zdąży się wykąpać, przebrać i zostaną mu jeszcze dwie godziny na pracę. Stanął przy kontuarze. Recepcjonistka, kobieta o egzotycznej urodzie i imieniu Aimé, znała jego nazwisko. Luke uśmiechnął się do niej. – Czy były dla mnie jakieś wiadomości? Odwzajemniła mu się olśniewającym uśmiechem. – Wydaje mi się, że tak, panie Dallas – powiedziała, odwracając się w stronę przegródki z informacjami. – Tak, oczywiście. I jest jeszcze paczka dla pana. Mam ją na zapleczu. Mogę przysłać ją panu do pokoju albo zaraz przynieść, jeśli będzie pan uprzejmy chwilę zaczekać. – Uhm. – Luke skinął głową na znak, że będzie uprzejmy. Recepcjonistka podała mu kopertę, a potem znikła za prowadzącymi na zaplecze drzwiami. Luke przeczytał wiadomość. Zgodnie z oczekiwaniami, zostało mu jeszcze kilka godzin. Aimé wróciła z plastikową reklamówką. Wewnątrz znajdował się egzemplarz książki ,,Martwy kontakt’’, który podpisał tego ranka, dedykując go niejakiemu ,,Ptasznikowi’’. Luke zmarszczył brwi. Podpisał tego dnia tyle książek, że nie pamiętał podchodzących do niego ludzi. Były tam różne Mary i Jane, a także sporo Stevenów oraz Dave’ów – ale tylko jeden Ptasznik. Pamiętał nawet, jak podpisywał tę książkę, tylko nie mógł przypomnieć sobie jej właściciela. Powinien przecież zwrócić uwagę na taki pseudonim. A może nazwisko? Luke potarł czoło. Był chyba w średnim wieku i nie miał żadnych cech szczególnych ... Luke patrzył na niego, ale widział setki innych podobnych do niego mężczyzn. A teraz nie był nawet w stanie go opisać. – Panie Dallas? – Uniósł wzrok zza książki i spojrzał w egzotyczne oczy Aimé. Dziewczyna zarumieniła się. – Chciałam tylko powiedzieć, że uwielbiam pańskie książki. Nie mogę się doczekać, żeby przeczytać tę nową. Uśmiechnął się, wyraźnie pochlebiony. – Dziękuję. A tak przy okazji... – Wyciągnął torbę w jej stronę. – Widziała pani, kto to przyniósł? – Przepraszam, właśnie niedawno zaczęła się moja zmiana. – Nie było jakiejś kartki? – Nic nie widziałam. Oczywiście mogę jeszcze raz sprawdzić. Aimé wróciła po paru minutach i potrząsnęła głową. Luke podziękował jej i poszedł do swojego pokoju. Telefon zaczął dzwonić dokładnie w momencie, kiedy włożył klucz do zamka. Luke szybko otworzył